Końcówka września w Nowym Jorku jest raczej nieciekawą porą. Zaczyna on szarzeć oraz staje się mokrym i stojącym w kałużach miastem. Jedynie Central Park wydaje się majestatycznie nabierać kolorów brązu, żółci i czerwieni, a przejeżdżający od czasu do czasu rowerzyści oraz przechadzające i trzymające się pod rękę pary, rysują obrazek wzięty prosto z romantycznych komedii.
Był środek nocy, a deszcz silnie uderzał o blacho dachówkę szeregowców i stukał w ich okna. Chciałoby się rzec, że usypiał mieszkańców. Jednak w jednym z mieszkań, świeciło się, w małym kuchennym oknie, światło. Można było dostrzec młodą dziewczynę wraz z chłopakiem, krzątających się po ciasnej kuchni połączonej z salonem. Widocznie się gdzieś śpieszyli. Kobieta w pośpiechu zajadała pachnące topionym serem tosty, i popijała je kawą zaparzoną w szerokim i wysokim kubku z wyrysowanym na niebiesko Kubusiem Puchatkiem. W tej samej chwili, w mieszkaniu, zabłysło mocne i przemieszczające się światło samochodowych reflektorów. Czarnowłosy mężczyzna wyjrzał na drogę, zauważając czekający pod domem samochód. Powiedział coś do dziewczyny i oboje zaczęli ubierać kurtki i buty. Czarnowłosy chwycił dwa spore bagaże, a różowo włosa żółtą torebkę typu Zarka. Po chwili w biegu wsiadali do typowej dla Nowego Jorku – żółtej taksówki – uciekając przed deszczem, wcześniej pakując torby do bagażnika.
- Lotnisko Kennedy'ego – powiedział czarnowłosy chłopak i spojrzał na bardzo zmęczoną dziewczynę. – Wzięłaś wszystko?– spytał spokojnym i zaspanym głosem.
-Tak kochanie – uśmiechnęła się i w tej samej chwili wtuliła w jego ramię, spoglądając ostatni raz w czerwony budynek, który zniknął z jej pola widzenia przy pierwszym skręcie w prawo. Wzrokiem błądziła po rozmazanym obrazie zza szyby samochodu. Wiedziała że wraca do miejsca, które przypomina jej wszystkie wydarzenia z dzieciństwa. Wraca do ojca z którym nie widziała się przez ostatnie kilka lat, do swoich dawnych przyjaciół , przede wszystkim do przyjaciółki z którą wciąż utrzymuje kontakt. W sumie to cieszył ją fakt że Ino – bo tak miała na imię – nie wybyła z Osaki na czas studiów. Nie wiedziała natomiast co dzieje się u całej reszty paczki ze szkółki tanecznej. Wiedziała że jej blond włosa przyjaciółka porzuciła marzenia o zostaniu prima baleriną, i aktualnie studiuje medycynę. W sumie zaskakiwał ją fakt, że wybrała tak odległy od marzeń kierunek. Ale czemu się dziwić, skoro ostatni raz widziała ją gdy miała 11 lat? Bała się powrotu w rodzinne strony… jeśli można było je tak nazwać? Pamiętała jak dużym przeżyciem było dla niej opuszczenie ojca oraz jak cały rozwód rodziców wpłynął na nią. Na dodatek została pozbawiona przyjaciół. Na początku, gdy wyjechała do Stanów jej mama miała z nią straszne problemy. Dziewczyna nie chciała jeść, zamykała się w pokoju, nie wychodziła na dwór, nie rozmawiała z nikim, nie umiała znaleźć nowych znajomych w szkole do której została zapisana. Dlatego też z początku brała lekcje indywidualne. Później mama szukała szkoły w której jej córka mogłaby się rozwijać artystycznie i znalazła taką. Wtedy Sakura poświęciła całą siebie i cały swój czas dla tańca i muzyki. Z tego powodu nie miała tu żadnych przyjaciół – nie miała na to czasu. Po tragicznej śmierci matki, nie trzymało jej nic w Stanach… w Nowym Jorku – szczególnie w Nowym Jorku. Teraz wiedziała że nie mogłaby uczęszczać do szkoły artystycznej, do której notabene się dostała – dowiedziała się o tym trzy tygodnie temu. Nie mogłaby codziennie ze spokojem przechodzić koło skrzyżowania gdzie zginęła najbliższa jej osoba. No i przede wszystkim dziękowała za to że los zesłał jej Ikuto. Nie wie co by się teraz z nią działo, gdyby nie ten chłopak. Pomógł jej załatwić wszystkie sprawy, kiedy ona sama nie miała na to głowy. Przychodził do niej codziennie, opiekował się nią. Przecież nie miała tam nikogo oprócz niego, a po miesiącu zbliżyli się do siebie na tyle, że zielonooka zamieszkała z nim, a mieszkanie jej matki sprzedała. I żeby tego wszystkiego było mało, okazało się że Ikuto pojedzie z nią do Osaki, zatrzyma się na parę tygodni u rodziny, zarobi trochę kasy i będzie brać udział w przeróżnych castingach. W końcu jego marzeniem jest tańczyć na najlepszych scenach świata, a Tokijskie teatry, zdecydowanie podniosą jego doświadczenie gdyby kiedyś chciał wrócić do Nowego Jorku.
Dojechali na mocno oświetlone lotnisko, zatrzymując się przed głównym wejściem, gdzie stawać mogły tylko taksówki, autobusy i busy. Wysiedli z auta, chłopak wyciągnął rzeczy z bagażnika a zielonooka zapłaciła taksówkarzowi należytą kwotę, żegnając się z nim serdecznym uśmiechem. Ruszyli razem w stronę hali wylotów. Doszli do długiej kolejki i ustawili się w niej do odprawy.
- Dobrze że udało mi się sprzedać i wysłać do Japonii niektóre rzeczy – powiedziała Sakura zerkając na dziewczynę stojącą dwie osoby przed nią, która miała dwie duże… nie, gdzie tam duże, OGROMNE wręcz torby! – wyobrażasz sobie mnie z takimi tobołami? – zaśmiała się spoglądając na chłopaka.
-Nie koniecznie – odpowiedział jej z rozbawieniem – no ale w sumie gdyby nie jaaa… - udał zamyślenie i teatralnie podparł dłonią brodę. Chwilę później poczuł lekkie dźgnięcie łokciem w bok.
-Oj dobra – zaśmiała się – już nie bądź taki hej do przodu – wystawiła mu język.
- Ja nie wiem co Ty byś beze mnie zrobiła – odrzekł zrezygnowany, by jeszcze trochę się z nią podroczyć.
- Pewnie to samo co i z Tobą – zakpiła wyśmiewając go. Niebieskooki w geście udawanej obrazy, obrócił się na pięcie.
- No i dobra, radź sobie od tej pory sama – powiedział z naburmuszoną miną.
-Oj daj spokój - zaczepiła go – przecież wiesz że ja wiem, i wiesz też że ja myślę że nie wiesz że ja wiem że jesteś taki że Ci nie powiem bo jak bym Ci powiedziała to by się okazało że wiesz to , co ja wiem że Ty może nie wiesz… - ciągnęła swój monolog machając palcem to na lewo to na prawo…
-Co? – odwrócił się do niej marszcząc brwi i krzywiąc, nie rozumiejąc co też do niego się mówi.
-O to już się nie gniewasz? – spytała udając zaskoczenie.
-Co ty mówiłaś? – zapytał znów z rozbawieniem.
-Ale kiedy? Ja coś mówiłam? – spytała zaskoczona – niee… nie przypominam sobie – pokiwała przecząco głową.
-No mówiłaś że wiesz że ja jestem jakiś tam… - dopytywał wymachując ręką.
- A to… a to nie ważne – machnęła od niechcenia dłonią, z zainteresowanie spoglądając na swoje paznokcie, jakby to było coś ciekawego.
- No powiedz – zaśmiał się. Spojrzała na niego dłuższą chwilę, po czym uśmiechnęła się.
- Wiesz że jesteś najlepszy? – podeszła do niego tak blisko że czubki jej butów stykały się z jego.
-Wiem kotku – objął ją w tali i delikatnie ucałował w usta.
Nadeszła ich kolej na odebranie biletów i pozostawienie bagaży. Sprawnie to poszło i już po chwili byli w kolejnej, o wiele krótszej kolejce prowadzącej na halę oczekiwań wylotów. Przechodząc przez bramki wykrywające metale, które piszczały dziewięć razy na dziesięciu przechodzących, Ikuto został przeszukany, i ‘obmacany’ przez tęższą młodą blondynkę, w niebieskim uniformie, który był uszyty tak niezgrabnie że dodawał jej jeszcze kilogramów.
- Widziałeś jak się na ciebie patrzyła? – zapytała rozbawiona Sakura, kiedy widziała jak kobieta pożera wzrokiem młodego mężczyznę.
-No widziałem – udał z dumą łapiąc wymownie rękę dziewczyny – nic nie poradzę na to że jestem taki przystojny – westchnął zrezygnowany.
-Ale z Ciebie narcyz – zaśmiali się oboje na te słowa. Do zamknięcia bramek zostało im 10 minut, więc spokojnym krokiem skierowali się do wyjścia 49. Gdy przyszli nie było oczekujących, ponieważ zapewnie siedzieli już w samolocie. Podali swoje paszporty i bilety mężczyźnie w zielonej kamizelce, na której wypisane było logo firmy ‘American airlines’. Mężczyzna po sprawdzeniu dokumentów życzył im udanego lotu i pożegnał ich gdy weszli w długi rozświetlony jarzeniówkami rękaw, który prowadził prosto do drzwi samolotu. Po chwili stewardessa wskazała im ich miejsca. Usiedli na nich i rozsiedli się w wygodnych fotelach. Nie był to zwykły czarterowy lot, który odbywa się między miastami w Stanach, albo większymi miastami w Europie. Był to długodystansowy przelot, więc i klasa samolotu musiała odpowiadać jego randze. W każdym nagłówku był osobny monitor, oraz czerwone koce i niebieskie poduszki w bocznych kieszeniach przy dwuosobowych rzędach kremowych foteli. Para wyciągnęła bordowy materiał i opatulili się nim, następnie zapinając pasy. Samolot ruszył z miejsca cofając się wpierw do tyłu a następnie nawracając na pas startowy, na którym ustawiła się dosłownie kolejka samolotów, przeróżnych linii lotniczych, i jeden po drugim wzbijały się w powietrze. Gdy i ich samolot wzbił się w górę, a informacja o zapięciu pasów zgasła, para rozłożyła fotele i po ugaszeniu świateł postanowiła zdrzemnąć się. W końcu czekała ich długa, czternastogodzinna podróż, z międzylądowaniem w Tokio …
~*~
Do Osaki dolecieli po godzinie, ale zanim dotarli do bramek granicznych i odebrali swoje bagaże minęło kolejne pół godziny. Wyszli na główny parking czekając na umówione z nimi wcześniej osoby.
- Nie wiesz o której przyjedzie po ciebie ojciec? – Spytał z troską czarnowłosy – jeśli chcesz, to zabierzemy Ciebie…
-Nie, nie trzeba, na pewno zaraz po mnie przyjedzie – uśmiechnęła się życzliwie. W tym samym momencie do dziewczyny podszedł blondyn w długich włosach.
-Przepraszam, czy Ty jesteś może Sakura Haruno – zapytał miłym głosem, ale twarz miał poważną, po czym pokazał jej zdjęcie w formacie 10x15 cm
-Tak – uśmiechnęła się zaskoczona
-Twój tata prosił bym Cię odebrał z lotniska, niestety on nie mógł przyjechać: wezwanie w pracy – powiedział po czym na koniec uśmiechnął się niezrozumiale
-Nie ma sprawy – powiedziała trochę zasmuconym głosem. Wiedziała że jej tata jest komisarzem w tutejszej policji. Specjalizuje się w sprawach kryminalnych, dlatego zawsze tragizował, obawiając się o córkę. I dlatego chciał ją też zabrać zaraz po pogrzebie jego byłej żony, ale dziewczyna prosiła o czas na uregulowanie spraw. Jednak wiedział że niedawno poznany chłopak córki, opiekuje się nią, więc dał jej trzy miesiące czasu na przyjazd do Japonii. Nie chciał by córka była skazana sama na siebie, więc przekonał ją że będzie lepiej jeśli skorzysta z jego pomocy, i wróci do swojej ojczyzny. Przystała na taki układ, bo wiedziała że nie będzie mieć wystarczająco pieniędzy, by usamodzielnić się w Stanach.
-To co jedziemy? – spytał podejrzliwie spoglądając na Ikuto, a ten nie pozostał mu dłużny.
-Czy my się skądś nie znamy? – spytał przyglądając się uważniej blondynowi.
-Nie sądzę – urwał krótko, chwycił walizkę dziewczyny i zmarszczył brwi spoglądając prosto w oczy chłopaka – Przepraszam ale trochę mi się spieszy – uśmiechnął się do zielonookiej i zaczął kierować się do auta – proszę tędy – powiedział odwracając się od pary – żegnam – dodał wymownie zerkając na ciemnowłosego i mało zadowolonego chłopaka. Jego ton mówił jedno: obyśmy się nigdy więcej nie spotkali.
- Jakiś nie przyjemny ten typek – zamruczał do swojej dziewczyny – na pewno mogę Ciebie z nim puścić? – spojrzał na nią z niepewnością
-Jeśli mój tata go wysłał, to znaczy że jest spoko – uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku – do zobaczenia jutro koteczku – ucałowała go w usta i skierowała swoje kroki za niebieskookim chłopakiem, odwracając się jeszcze raz do Ikuto i machając mu ręką na pożegnanie. Po chwili zniknęła w wysokim terenowym Lexusie. Gdy usiadła na siedzeniu pasażera zapięła pasy, a blondyn ruszył z miejsca.
-Przepraszam że się nie przedstawiłem – spojrzał na nią mile – nazywam się Deidara, pracuję razem z twoim ojcem… w sumie to dla niego – zaśmiał się i wjechał w tym momencie na pas autostrady – prosił abym przekazał Ci klucze do mieszkania i jeśli jest coś czego potrzebujesz, to chciał żebyś zadzwoniła do niego – mówił uważnie patrząc na drogę, podając jej w międzyczasie pęk kluczy.
-Dziękuję – uśmiechnęła się sięgając po nie. – Mówiąc pracujesz dla niego masz na myśli pracę w policji? – zapytała zainteresowana.
-Tak… Komisarz jest bardzo surowy, ale ufa mi i zawsze ogarnia mi jakieś dodatkowe zajęcie – zaśmiał się – myślę że to wszystko sprawa mojej mamy…
- To znaczy? – spytała zaintrygowana- jeśli mogę wiedzieć oczywiście.
-Powiedzmy że twój ojciec z moją mamą się przyjaźnią – spojrzał wymownie na pasażerkę.
-A…ha – zawstydziła się lekko. Nigdy nie chciała żeby jej ojciec po rozstaniu z matką był sam, szczególnie że ona też nie była sama, choć nie miała szczęścia do partnerów. Ale nigdy też, nie sądziła że wiadomość o rzekomej przyjaźni jej ojca z inną kobietą, może ją tak zażenować, co nie oznaczało że się nie cieszyła – Rozumiem – powiedziała po dłuższej chwili z głupkowatą miną.
-Widzę że jesteś zaskoczona – stwierdził z rozbawieniem.
- No nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło – pokiwała porozumiewawczo – To znaczy że chyba lubisz mojego tatę skoro nie masz problemu by z nim pracować? – spytała podchwytliwie
- Nie, tak naprawdę to sprawdzam go bo nie chcę by zrobił krzywdę mojej mamie – powiedział z powagą patrząc przed siebie – tylko nic mu nie mów – szepnął po cichu i spojrzał w jej stronę. Widząc zszokowaną twarz dziewczyny parsknął śmiechem – no co Ty, nie mów że dałaś się nabrać… - Tłumił śmiech pod nosem.
-No wiesz… to było mało śmieszne – powiedziała poważnym tonem – ale powiem to mojemu tacie, pośmiejemy się wszyscy razem – klasnęła zachwycona swoim pomysłem i spojrzała na niego z ironią.
-Nie ma sprawy, często sobie tak żartujemy z Hiroshim – wyszczerzył się do zielonookiej.
-Jesteś z moim ojcem na Ty? – zrobiła oczy jak pięć złotych i aż zapowietrzyła się – ile Ty masz lat?!
-Dwadzieścia trzy – wypiął dumnie pierś – jakieś dwa razy mniej jak on, co nie?
- Yyyy… no raczej – zaśmiała się – nie mogę uwierzyć. Mój zasadniczy surowy służbowy ojciec pozwala sobie mówić po imieniu z jakimś gówniarzem – szepnęła pod nosem, jednak blondyn to usłyszał.
-Widzę że zazdrościsz – zaczepił ją – nawet nie masz pojęcia jak dużo mnie kosztowało zdobycie u niego zaufania, z resztą w drugą stronę tak samo… Chciałbym mieć takiego ojca – zaśmiał się do niej życzliwie .
-Też sobie czasem zazdroszczę – uśmiechnęła się delikatnie. W tym samym momencie pomyślała sobie że straciła na prawdę dużo czasu, podczas tej rozłąki. Była nawet zazdrosna że chłopak siedzący koło niej ma tak dobry kontakt z jej tatą. Przecież to ona zawsze była jego oczkiem w głowie, ‘’Czyżby nagle chciał mieć syna? Nie nie, to nie możliwe’’ Pomachała głową przestraszona tymi myślami. Po niedługiej chwili dojechali pod mieszkanie ojca dziewczyny, od lotniska do dzielnicy w której teraz miała mieszkać, było całkiem niedaleko. Wysiadła z samochodu rozglądając się na boki. Widać było na pierwszy rzut oka, że to spokojna i raczej ‘rodzinna’ dzielnica. Szeregowiec był raczej skromnym budynkiem, jednak każdy mieszkaniec miał swój garaż i kawałek ogródka przed frontową ścianą. Stwierdziła że osiedle należy raczej do klasy średniej, więc ucieszyła się. Zapewne sąsiedzi są mili i uprzejmi – takich przynajmniej miała w Stanach, gdzie dzielnica w której mieszkała była bliźniaczo podobna do tej tu. Naprzeciwko mieszkania znajdował się niewielki park, niestety nie mogła za bardzo się jemu przyjrzeć bo było bardzo ciemno i jedynym źródłem światła były przyuliczne lampy.
- To co otwierasz? – spytał czekając już dłuższą chwilę pod drzwiami frontowymi, nawet nie zorientowała się kiedy koło niej przeszedł z jej walizką
-Tak tak.. Już otwieram – uśmiechnięta podeszła do białych masywnych drewnianych drzwi z małym okienkiem na wysokości głowy. Otworzyła je i weszła do ciasnego korytarza, Ściągając buty, rozejrzała się po mieszkaniu. Już na pierwszy rzut oka było widać że mieszka w nim samotny facet. Duży salon, z aneksem kuchennym, gdzie w zlewie widziała gigantyczny stos garnków, był on oddzielony niewielką wyspą ze stojącymi przy niej hokerami . W rogu salonu przy oknie stał średnich rozmiarów narożnik, z rozwalonym kocem i dużą, puchową poduszką ‘Świetna sypialnia tato’ zaśmiała się do swoich myśli. Na przeciw kanapy stał płaski telewizor, na małej komodzie RTV. Gdy weszła głębiej znalazła jeszcze jedne drzwi znajdujące się zaraz przy korytarzu, a cztery małe dziurki na dole, wskazywały że jest to prawdopodobnie łazienka. Zerknęła następnie w prawo i zobaczyła okrągłe, podwieszane schody, które na sam widok wydawały się nie koniecznie bezpieczne. Omiotła wzrokiem jeszcze raz dom, gdy z zamyślenia wyrwał ją czyjś głos.
-To co, mogę Ciebie zostawić? – zapytał chłopak stając w progu korytarza.
-A może masz ochotę na jakąś kawę albo herbatę? – spytała życzliwie spoglądając na niego.
-Nieee… dzięki wielkie – uśmiechnął się – spieszy mi się trochę, a poza tym przebyłaś długą drogę, odpocznij spokojnie.
-Okej- podeszła do niego i wyciągnęła rękę – dziękuje bardzo i miło było poznać.
-Mi również – odwzajemnił gest. Uścisnęli sobie dłonie i gdy chłopak wyszedł z domu, schodzą bo krótkich schodkach odwrócił się do stojącej w drzwiach dziewczyny – mam nadzieję że się jeszcze spotkamy – uśmiechnął się do niej przystając w miejscu.
-Nigdzie się nie wybieram w najbliższym czasie – odpowiedziała z uśmiechem – więc na pewno jeszcze będzie okazja. Jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co – otworzył drzwi – do następnego – wsiadł na miejsce kierowcy, machnął do niej ręką i odjechał. Dziewczyna również odwzajemniła gest i gdy chłopak znikł na skrzyżowaniu weszła z powrotem do domu. Ściągnęła z siebie kurtkę, wieszając ją na wolnym miejscu w korytarzu, weszła do domu, zapalając wszystkie światła i wzięła się za małe sprzątanie. Dopiero teraz dojrzała że stos garów w zlewie to jeszcze nic… Nie zmieściły się do zmywarki, więc znalazły miejsce gdzie indziej. Na wcześniej wspomnianej wyspie znajdowało się przynajmniej z dziesięć kubków po kawie, sądząc po opustoszałej szafce nad umywalką, było ich dokładnie tyle ile w posiadaniu właściciela domu. Ich poplamione kawą spody, utworzyły istna mozaikę na jasnych blatach, taki ciekawy artystyczny nieład. Idąc wzrokiem dalej, Sakura znajdowała coraz to więcej i więcej ‘brudów’
- Oj tato tato – westchnęła pod nosem. Wyciągnęła ze swojej torebki telefon, wybrała numer do swojego chłopaka.
-Halo? – odpowiedział jej głos w słuchawce
-No cześć – przeciągnęła początek – i jak tam? Już na miejscu?
-No właśnie dojeżdżamy – odpowiedział przyjemnym tonem – a Ty jak tam? Jak ten typek? Był miły? Bo jak nie to… - zagrodził podenerwowany, przypominając sobie przyjemniaczka spotkanego na lotnisku. Dalej był pewny, że skądś go zna.
-Daj spokój. Chłopak pracuje w policji z moim tatą. Może po prostu był zdenerwowany i śpieszyło mu się, nie tragizuj – wystawiła mu język przez telefon i się zaśmiała.
-Okej, niech Ci będzie – zaśmiał się – kochanie zadzwonię do Ciebie z samego rana, bo teraz jeszcze będę rozpakowywać torby i chciałbym iść spać. Poza tym Ty też na pewno jesteś śpiąca, połóż się i odpocznij.
-Dobra, rozumiem nie chcesz ze mną gadać, to po prostu mi powiedz – zaczęła niby naburmuszonym tonem.
-Chcę chcę… Tylko że na prawdę padam na twarz. Pogadamy jutro? – zapytał czule.
-No okej, niech Ci będzie – zaśmiała się – to do jutra.
-Buziaki – usłyszała na koniec.
-Dobranoc – cmoknęła do telefonu i się rozłączyła.
Rozejrzała się jeszcze raz po całym domu. Stwierdziła że i tak będzie miło poczekać na tatę, więc może posprząta trochę. Zabrała się do roboty. Najpierw ogarnęła kuchnię, wstawiając zmywarkę naczyń, na dwa razy i szorując stół i blaty. Następnie przeszła do salonu, gdzie odkurzyła podłogę. Zrobiła to sprawnie i szybko, by przypadkiem nie pobudzić jakiegoś sąsiada. Ale by była heca . Spaliła by się na samym początku. Zajrzała do łazienki na dole i ogarnęła ją szybko. Dół był ogólnie ogarnięty. Chwyciła więc swoją torbę i poszła na górę. Otworzyła pierwsze drzwi po prawej stronie. Ale szybko zorientowała się że to sypialnia taty. Weszła więc do kolejnych drzwi, na przeciwko których znajdowała się, jak przypuszczała – łazienka numer dwa. Jej pokój był skromny. Średnie okno na wprost drzwi, po prawej stronie jednoosobowe łóżko, a po lewej stronie niewielkie biurko. Zaraz obok niego stała niska, ale długa jasnobrązowa komoda, a naprzeciw okna, przy drzwiach, dwuskrzydłowa tego samego koloru szafa. Ogólnie całkiem przyjemny pokój. Ściany pomalowane był na różowo, a z sufitu zwisała podwójna lama, której jedno światło skierowane było na łóżko, a drugie zaś na biurko. Rozpakowała swoje rzeczy. Miała ich na razie niewiele, ale obawiała się że gdy dojedzie reszta, to może być problem z pojemnością tych nowych mebelków. Wysiągnęła z torby szary dres i zmęczona położyła się na chwilę na łóżku. Nie wiedziała nawet kiedy odpłynęła w sen.
~*~
Światło delikatnie wpadało do jej pokoju. Uchyliła delikatnie powieki i zamknęła je gdy poczuła pierwszy kontakt ze światłem. Ponowiła próbę otwarcia oczu i już tym razem powiodło się. Rozejrzała się po pomieszczeniu, przypominając sobie gdzie właśnie się znajduje. Musiała przyznać że pokój był o wiele przyjemniejszy w świetle dziennym, i wydawał się nieco większy teraz. Spojrzała na swój tułów. Była zaskoczona, nie przypominała sobie by przykrywała się tym kocem, a była tego pewna, bo nawet go wczoraj nie było w pokoju.
-Pewnie to tata – powiedziała do siebie cicho. Usiadła na łóżku, stopy opierając o podłogę. Przetarła oczy i rozciągnęła się rozprostowując ręce na boki. Nasunęła na gołe stopy wczoraj znalezione, w szafce na dole, puchowe kapcie. Podreptała do drzwi kierując się z nagłą potrzebą do łazienki. Wyszła z niej i postanowiła zejść na dół. Będąc w połowie okrągłych schodów, ujrzała krzątającą się po kuchni wysoką postać, starszego lekko siwiejącego brązowowłosego mężczyzny. Przez ramię miał zarzuconą małą kuchenną ściereczkę. i gwizdał do lecącej z małego radia muzyki. Nawet się nie spostrzegł że zeszła na dół i siedziała już na hokerze.
-Dzień dobry tato - powiedziała spokojnie podpierając brodę na otwartej dłoni.
-Yh – poskoczył w miejscu odwracając się do niej – ale mnie przestraszyłaś –podszedł do niej i się przywitał przytulając ją do swojej klatki piersiowej – dziękuję za zrobienie porządku – podrapał się głupkowato po głowie.
-Nie ma sprawy tato, rozumiem że jesteś zapracowany – odpowiedziała mu z uśmiechem – co tam pichcisz? - zapytała spoglądając na smażącą się potrawę na patelni.
-Omlet z serem i szynką – uśmiechnął się – zdaje się Twoje ulubione?
-Pamiętałeś? – zapytała z nieukrywaną radością i szokiem – nawet nie masz pojęcia jak tęskniłam za tym smakiem, nikt nie robi tak dobrych omletów jak Ty – ucieszyła się i w pośpiechu wyciągnęła z szafki kuchennej dwa duże talerze. Wraz z ojcem zaczęła szykować śniadanie. Tradycyjnie skroiła jeszcze w plasterki pomidora i ogórka oraz przygotowała koktajl z bananów i naturalnego jogurtu – tak jak nauczył ją tata. Już po pięciu minutach wszystko było przygotowane.
-Smacznego kochanie – powiedział ojciec siadając obok córki na wysokim krześle – jak minęła podróż?
-Spokojnie –odpowiedziała robiąc większy kęs – ale byłam padnięta – machnęła od niechcenia głową.
-Przyjechałem w sumie niedługo po tym jak Deidara Cie odwiózł, a Ty już spałaś, więc nie chciałem Ciebie budzić – uśmiechnął się zmartwiony.
-W porządku chłopak z tego Deidary. Ale czy nie jest on przypadkiem za młody na takie spoufalanie się z Tobą? Słyszałam że jesteście na Ty? – spojrzała na tatę ukradkiem i zaszydziła lekko z tego zwyczaju. No bo w końcu bez przesady, w jej mniemaniu to było niedorzeczne, żeby koleś zaledwie pięć lat starszy od niej, był na TY z jej staruszkiem? Nie, to było po prostu nie do przyjęcia.
-Czyżbyś była zazdrosna córeczko? – zaśmiał się starszy pan – Znamy się nie od dziś, a on akurat jest bardzo dojrzały jak na swoje młode lata. I nawet nie masz pojęcia jak zdolny – zaakcentował to wskazującym palcem, po czym ugryzł kolejny kęs grubego omleta.
-Dobra dobra… już nic nie mówię – podniosła w górę ręce na znak kapitulacji – ale nie przypadł do gustu mojemu chłopakowi i chyba z wzajemnością – zaśmiała się pod nosem, jednak dla jej ojca nie było to zabawne.
-Wiesz, jak przyjechałem do stanów to nic do niego nie miałem, ale jeśli Atisuto ma coś do niego, to wierz mi on ma czuja do takich kolesi – zmartwił się ojciec.
-Oj nie przesadzaj tato. Po prostu Ikuto nie był zbytnio zadowolony z tego że pojawił się ‘inny ktoś’ – zaznaczyła nawias palcami - zamiast Ciebie i takie tam może małe nieporozumienie między nimi wyszło. Tym bardziej że Ikuto spytał czy się skądś nie znają, więc nie sądzę…. z resztą może ja to źle odebrałam – uspokoiła staruszka omijając temat. I wzięła ostatni kęs, odnosząc talerz do zlewu. Następnie wróciła i usiadła z powrotem obok taty.
-Lubisz go chyba bardzo, co nie? – spytał zerkając na córkę, ona w odpowiedzi przytaknęła – a kochasz?
-Tatooo – zerknęła na niego zażenowana.
-Hyhyhy – zaśmiał się głupkowato – wstydzisz się starego ojca?
-Niee… po prostu Ikuto mi pomógł… Był ze mną ten cały czas.. był kiedy mama… - urwała nagle zdanie i czując tworzącą się gule w gardle popiła szybko niedokończony jeszcze jogurt. Schyliła głowę zerkając w bok, a noga zaczęła nerwowo dygać. W oczach pojawiła się nagła chęć wylania łez. Zadrżała broda, a dziewczyna czuła że jeszcze chwila i nie wytrzyma. I wtedy jej ojciec zrobił najlepszy ale i zarazem najgorszy gest jaki tylko mógł zrobić. Zerknął na nią i położył rękę na jej ramieniu. Dziewczyna zaczęła drżeć, a po jej policzkach spływały samotne łzy. Jednak nie pisnęła ani słowem, ani nie jęknęła przez sekundę. Zacisnęła oczy i wiedziała że już się nie powstrzyma. Chciała się tylko uspokoić. Krople spadały, jedna po drugiej, bezdźwięcznie rozbijając się o podłogę.
-Sakurko kochanie – zerwała się szybko na słowa ojca i podeszła do kuchni, stojąc nadal tyłem do mężczyzny. Był bardzo zaskoczony jej reakcją.
-Tato, proszę – rzekła drżącym głosem, starając ukryć uczucia – jeszcze nie dziś – dodała ciszej, gdy poczuła jeszcze większą gulę w przełyku. Nalała do szklanki niegazowaną wodę i szybko ją wypiła. Jakby chcąc przełknąć zalegającą w gardle gorycz.
-Dobrze – odparł zmartwiony ojciec. Wstał od stołu i zaniósł brudne naczynia do zlewu. Zerknął delikatnie na córkę, która trzymała kurczowo dłońmi blat, aż zbielały jej od uścisku. A wzrok wbity miała w kafelki przed nosem. – wychodzę do pracy. Odezwij się później – odpowiedziała mu tylko kiwnięciem. Znał swoją córkę na tyle by wiedzieć że jaki kol wiek ojcowski i czuły gest rozbił by ją w sekundę i doprowadził do istnej furii i spazm wściekłości i histerii. Podszedł do kanapy, chwycił swą skurzaną kurtkę i skierował się do drzwi. Jeszcze raz zerknął w stronę córki, która ani drgnęła od kilku minut. Westchnął ciężko, założył na swoje nogi czarne, skórzane półbuty. I wyszedł…
-Huuu… - wypuściła z płuc zalegające powietrze. Przesunęła się o metr w bok i zabrała się za zmywanie brudnych naczyń. Gdy już skończyła, skierowała swoje kroki w stronę kanapy. Chwyciła pilot ze szklanego stolika, usiadła w rogu i włączyła telewizor. Ułożyła się w miękkim oparciu i podkuliła pod siebie nogi. W telewizji leciał akurat program o gotowaniu. A dziewczyna zdawała się nie kontaktować z rzeczywistością. Myślami błądziła znów po wydarzeniach sprzed trzech miesięcy. Widok, którego nie mogła pozbyć się w snach. Samochód matki wjeżdża wprost pod rozpędzoną ciężarówkę… I koniec. W jednej chwili koniec. Lekarze stwierdzili że już w tym momencie uderzenie było tak silne, że straciła przytomność… Przeklęte hamulce. Coś niedorzecznego! Jak awaria małego zasranego paseczka szerokości ziarenka kawy, może ZABIĆ! I że akurat musiało stać się to wtedy, gdy zjeżdżała z jednej z najbardziej stromych ulic w Nowym Jorku? Niedorzeczne, powtórzyła jeszcze raz… i dlaczego akurat ona? Dlaczego jej mama? Nikomu nie życzyła źle, jednak nie mogła uwierzyć że to się wydarzyło. Do dzisiejszego dnia wydaje jej się że jest to jakiś kiepski i podły żart od życia, i że jej ukochana rodzicielka jest gdzieś blisko niej i zaraz do niej przyjdzie i ją przytuli… Nie chciała wierzyć w to że tak musiało się skończyć życie jej najbliższej osoby.
~*~
Ocknęła się leżąc na kanapie, spoglądając wprost na ledowy obraz. Był on zamglony i niewyraźny. Następnie zerknęła na lewą ścianę, gdzie wskazówki ściennego białego zegara, wskazywały na parę minut przed 3 po południu. Jak ja długo spałam?
Zdziwiona i jeszcze nie do końca trzeźwo myśląca, usiadła i się rozciągnęła. Spojrzała jeszcze raz w szklany obraz. Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi, co nieco zaskoczyło dziewczynę. Zdziwiona spojrzała w tamtą stronę. Jednak nasilające się i coraz bardziej nerwowe dryndanie spowodowało że Sakura natychmiastowo zerwała się do drzwi.
- No już już! Chwila – krzyczała otwierając pospiesznie zamki, nie zaglądając nawet przez wizjer, kto stoi po drugiej stronie. Gdy już je otworzyła, nie mogła uwierzyć własnym oczą. Przed nią stała, wysoka, szczupła kobieta, a jej długie blond włosy, idealnie były związane w wysoką kitkę. Na sobie miała niebieski żakiecik, białą koszulkę i różowe rurki, a na nosie duże przeciwsłoneczne okulary. Na jej przedramieniu wisiała duża, sztywna torba, również różowego koloru, a w ręku trzymała biały telefon.
-Czy ty wiesz co to jest komórka?! – krzyknęła podirytowana, a na jej czole pulsowała niebezpiecznie żyłka – Człowieku! Od dwóch godzin nie mogę się do Ciebie dodzwonić! To tak się wita przyjaciółkę po siedmiu latach nieobecności?! – krzyczała wprost na zdezorientowaną Haruno. – chodź no tu – powiedziała już nieco spokojniej i przytuliła się do zdziwionej dziewczyny.
-Ino? – spytała z niedowierzaniem rozdziawiając buzię – c..co Ty tu … robisz? – dokończył już z większym uśmiechem.
-I to wszystko co masz mi do powiedzenia? – ściągnęła okulary, i zrobiła niezadowoloną minę. Wprosiła się do środka. Sakura zamknęła za nią drzwi i również weszła do swojego nowego domu – żadnego przepraszam że nie odbieram ani nic? – Spytała spoglądając na nią z podirytowaniem.
-Przepraszam. Zasnęłam na kanapie, a telefon został u góry. – uśmiechnęła się głupkowato.
-No jasne, bo po co komu telefon – zdenerwowana usiadła na kanapie – masz szczęście że się tak za tobą stęskniłam – wystawił jej język i skrzyżowała ręce, w geście obrazy.
-Napijesz się czegoś? Może kawy? – spytała zielonooka podchodząc do kuchennego blatu.
-O nie moja kochana – cwaniacki uśmiech wpełzł na twarz blondynki – Ty idziesz się ubrać, a ja tu na Ciebie czekam – pokazała na nią palcem – jedziemy na obiad – poinformowała poczym spojrzała na swój telefon przerzucając palcem po szklanym ekranie – i żadnych ale – dodała wiedząc że Sakura zamierza zaprotestować.
-Nawet nie masz pojęcia jak za Tobą tęskniłam – powiedziała z małym uśmiechem i skierowała się szybkim krokiem do góry. Znała swoją przyjaciółkę bardzo dobrze. Mimo iż ich kontakt opierał się tylko na mailach i telefonach, oraz kilkudniowych spotkaniach co roku w wakację, to znała ją bardzo dobrze i wiedziała że jej naburmuszenie jest nieprawdziwe i wiedziała również że za chwilę jej przejdzie, więc nie przejęła się zbytnio fochami i minami blondynki.
Weszła do swojej sypialni zrzucając z siebie dresy w których zasnęła wczorajszego wieczoru. Chwyciła ręcznik i kosmetyczkę szybko znikając za drzwiami łazienki. Szybko się ogarnęła, i założyła na siebie luźną czarną koszulkę, ze spadającymi z ramion rękawami, a na nogi naciągnęła ciemnogranatowe rurki. Zleciała na dół z torebką w ręku i skurzaną kurteczką. Spojrzała na siedzącą na kanapie Ino.
-To co? Idziemy? – spytała zakładając na stopy skórzane oficerki i zerkając z korytarza na naburmuszoną przyjaciółkę. Ta ciężko westchnęła i z manierą wstając chwyciła swoją torebkę.
-Wiesz przecież że nienawidzę jak ktoś mnie ignoruje – powiedziała już z mniej słyszalną obrazą w głosie – taki początek nie wróży niczego dobrego – zagroziła uśmiechając się chytrze.
-Oj już nie przesadzaj. – zaśmiała się zielonooka i wyszła z domu zamykając drzwi na klucz. Dopiero teraz zerknęła na telefon, sprawdzając nieodebrane telefony. Spytała przyjaciółkę – skąd wiedziałaś gdzie mieszka mój tata?
-Pracuje razem z moim ojcem w policji, wszystkiego można się dowiedzieć, jeśli tylko się chce – odpowiedziała podchodząc do czarnego mercedesa i wsiadając na miejsce kierowcy.
-To jest Twój samochód?? – różowo włosa zrobiła zaskoczone oczy.
-Niee… mojego faceta – odpowiedziała jakby to była najbardziej zwyczajna rzecz na świecie – ale dał mi go na jakiś czas. – uśmiechnęła się i spytała –wsiadasz?
-No jaha – odpowiedziała zadowolona i usadziła się na miejscu pasażera. Nie można ukrywać że takie samochody robią wrażenie z zewnątrz jak i wewnątrz. – muszę oddzwonić do Ikuto – powiedziała wybierając nr w telefonie.
-Czyli nie tylko ja zostałam zignorowana dzisiejszego dnia? – spytała robiąc wymowną minę – kto to jest Ikuto? – dodała ruszając spod mieszkania zielonookiej.
-A to jest akurat mój facet – zaśmiała się i przyłożyła słuchawkę do ucha. po trzech sygnałach odebrano.
-No halo?!! – odpowiedział czyjś zirytowany głos po drugiej stronie.Zdziwiona i jeszcze nie do końca trzeźwo myśląca, usiadła i się rozciągnęła. Spojrzała jeszcze raz w szklany obraz. Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi, co nieco zaskoczyło dziewczynę. Zdziwiona spojrzała w tamtą stronę. Jednak nasilające się i coraz bardziej nerwowe dryndanie spowodowało że Sakura natychmiastowo zerwała się do drzwi.
- No już już! Chwila – krzyczała otwierając pospiesznie zamki, nie zaglądając nawet przez wizjer, kto stoi po drugiej stronie. Gdy już je otworzyła, nie mogła uwierzyć własnym oczą. Przed nią stała, wysoka, szczupła kobieta, a jej długie blond włosy, idealnie były związane w wysoką kitkę. Na sobie miała niebieski żakiecik, białą koszulkę i różowe rurki, a na nosie duże przeciwsłoneczne okulary. Na jej przedramieniu wisiała duża, sztywna torba, również różowego koloru, a w ręku trzymała biały telefon.
-Czy ty wiesz co to jest komórka?! – krzyknęła podirytowana, a na jej czole pulsowała niebezpiecznie żyłka – Człowieku! Od dwóch godzin nie mogę się do Ciebie dodzwonić! To tak się wita przyjaciółkę po siedmiu latach nieobecności?! – krzyczała wprost na zdezorientowaną Haruno. – chodź no tu – powiedziała już nieco spokojniej i przytuliła się do zdziwionej dziewczyny.
-Ino? – spytała z niedowierzaniem rozdziawiając buzię – c..co Ty tu … robisz? – dokończył już z większym uśmiechem.
-I to wszystko co masz mi do powiedzenia? – ściągnęła okulary, i zrobiła niezadowoloną minę. Wprosiła się do środka. Sakura zamknęła za nią drzwi i również weszła do swojego nowego domu – żadnego przepraszam że nie odbieram ani nic? – Spytała spoglądając na nią z podirytowaniem.
-Przepraszam. Zasnęłam na kanapie, a telefon został u góry. – uśmiechnęła się głupkowato.
-No jasne, bo po co komu telefon – zdenerwowana usiadła na kanapie – masz szczęście że się tak za tobą stęskniłam – wystawił jej język i skrzyżowała ręce, w geście obrazy.
-Napijesz się czegoś? Może kawy? – spytała zielonooka podchodząc do kuchennego blatu.
-O nie moja kochana – cwaniacki uśmiech wpełzł na twarz blondynki – Ty idziesz się ubrać, a ja tu na Ciebie czekam – pokazała na nią palcem – jedziemy na obiad – poinformowała poczym spojrzała na swój telefon przerzucając palcem po szklanym ekranie – i żadnych ale – dodała wiedząc że Sakura zamierza zaprotestować.
-Nawet nie masz pojęcia jak za Tobą tęskniłam – powiedziała z małym uśmiechem i skierowała się szybkim krokiem do góry. Znała swoją przyjaciółkę bardzo dobrze. Mimo iż ich kontakt opierał się tylko na mailach i telefonach, oraz kilkudniowych spotkaniach co roku w wakację, to znała ją bardzo dobrze i wiedziała że jej naburmuszenie jest nieprawdziwe i wiedziała również że za chwilę jej przejdzie, więc nie przejęła się zbytnio fochami i minami blondynki.
Weszła do swojej sypialni zrzucając z siebie dresy w których zasnęła wczorajszego wieczoru. Chwyciła ręcznik i kosmetyczkę szybko znikając za drzwiami łazienki. Szybko się ogarnęła, i założyła na siebie luźną czarną koszulkę, ze spadającymi z ramion rękawami, a na nogi naciągnęła ciemnogranatowe rurki. Zleciała na dół z torebką w ręku i skurzaną kurteczką. Spojrzała na siedzącą na kanapie Ino.
-To co? Idziemy? – spytała zakładając na stopy skórzane oficerki i zerkając z korytarza na naburmuszoną przyjaciółkę. Ta ciężko westchnęła i z manierą wstając chwyciła swoją torebkę.
-Wiesz przecież że nienawidzę jak ktoś mnie ignoruje – powiedziała już z mniej słyszalną obrazą w głosie – taki początek nie wróży niczego dobrego – zagroziła uśmiechając się chytrze.
-Oj już nie przesadzaj. – zaśmiała się zielonooka i wyszła z domu zamykając drzwi na klucz. Dopiero teraz zerknęła na telefon, sprawdzając nieodebrane telefony. Spytała przyjaciółkę – skąd wiedziałaś gdzie mieszka mój tata?
-Pracuje razem z moim ojcem w policji, wszystkiego można się dowiedzieć, jeśli tylko się chce – odpowiedziała podchodząc do czarnego mercedesa i wsiadając na miejsce kierowcy.
-To jest Twój samochód?? – różowo włosa zrobiła zaskoczone oczy.
-Niee… mojego faceta – odpowiedziała jakby to była najbardziej zwyczajna rzecz na świecie – ale dał mi go na jakiś czas. – uśmiechnęła się i spytała –wsiadasz?
-No jaha – odpowiedziała zadowolona i usadziła się na miejscu pasażera. Nie można ukrywać że takie samochody robią wrażenie z zewnątrz jak i wewnątrz. – muszę oddzwonić do Ikuto – powiedziała wybierając nr w telefonie.
-Czyli nie tylko ja zostałam zignorowana dzisiejszego dnia? – spytała robiąc wymowną minę – kto to jest Ikuto? – dodała ruszając spod mieszkania zielonookiej.
-A to jest akurat mój facet – zaśmiała się i przyłożyła słuchawkę do ucha. po trzech sygnałach odebrano.
-No cześć – powiedziała zawstydzonym głosem – przepraszam kotku.
-No w końcu… Ile można dzwonić? Czy Ty kiedyś zaczniesz nosić ten telefon przy tyłku? Po co Ci on, skoro nigdy się do ciebie dodzwonić nie można!
-Już nie przesadzaj że nigdy – odrzekła z politowaniem – i przestań się denerwować, tylko mów co tam słychać?
-Eh… Widzę że nie wygram z Tobą i tak. Dzwoniłem bo chciałem Ci powiedzieć że dostałem pracę i dzisiaj jest mój pierwszy dzień, a w sumie to wieczór…
- To moje gratulacje – uśmiechnęła się od słuchawki – to może powiesz coś więcej? Gdzie konkretnie?
-W klubie Womb – słyszalny był szeroki uśmiech.
-Womb? –spytała zdziwiona.
-No co Ty gadasz? Pracuje w Wombie? – zapytała zszokowana blondynka – spytaj czy załatwi nam dzisiaj wejściówki.
-Halo? Z kim jesteś? – spytał zdziwiony.
-Z przyjaciółką – odpowiedziała i spojrzała na nią – pyta czy załatwisz nam na dzisiaj wejściówki?
-Mogę się postarać. A ładna ta Twoja przyjaciółka? – spytał zaintrygowany.
-No wiesz Ty co? Ładna, ale nie wiem po co Ci ta wiadomość – odpowiedziała z małym zażenowaniem.
-A nie nic… może spodoba się mojemu kuzynowi. Bo to on załatwił mi tam pracę. – zaśmiał się słysząc podenerwowany głos swojej dziewczyny. – Chciałem teraz jeszcze pozałatwiać parę spraw, to najlepiej jak umówimy się dzisiaj wieczorem w klubie, co Ty na to skarbie?
-Nie ma sprawy kotku – uśmiechnęła się do słuchawki – do zobaczenia wieczorem.
-Papa – powiedział czule
-Pa – odpowiedziała rozmarzona i rozłączyła się z uśmiechem.
-Ktoś tu widzę wpadł po uszy – zaśmiała się niebieskooka – taki on cudowny że tak się rumienisz jak z nim rozmawiasz?
-Więcej niż cudowny – odrzekła łącząc ręce z zachwytu. – jest po prostu najlepszy na świecie – zaśmiała się i zmrużyła oczy ze szczęścia – a Twój chłopak?
-Hmm.. to jest trochę ‘skomplikowane’ – powiedziała robiąc cudzysłów palcami – powiedzmy że ten związek opiera się na bardzo niecodziennych i dziwnych zasadach. Ale nie mam pojęcia ile jeszcze to może potrwać. Ciągłe ze sobą zrywamy i schodzimy się. Generalnie nie ma o czym mówić – machnęła od niechcenia ręką. Zajechały pod małą knajpę na wąskiej ulicy. Wysiadły z samochodu i weszły do środka. Ino przywitała się ze wszystkimi jakby znała ich bardzo dobrze i przyjaźniła się z nimi. Wkroczyły głębiej do lokalu i usiadły przy małym kwadratowym stoliku w rogu. Do nich podszedł wysoki brunet, ze śnieżno białym uśmiechem i szarymi hipnotyzującymi oczami.
-Cześć Ino – uśmiechnął się – przedstawisz swoją koleżankę? – spytał podając im wąskie książeczki.
-Sakura, to jest Kiba, Kiba, to Sakura – przedstawiła sobie dwójkę, a Ci podali sobie dłonie.
-Miło mi Ciebie poznać –uśmiechnęła się Sakura .
-Mi również – odpowiedział – za chwilę podejdę do Was moje miłe – powiedział miło i wrócił na swoje stanowisko, by obsłużyć innych klientów.
-Musisz często tu bywać – uśmiechnęła się do przyjaciółki – skoro wszyscy Ciebie tu znają?
-Do niedawna tu pracowałam – uśmiechnęła się blado – ale miałam problem z kierownikiem – skrzywiła się na to wspomnienie.
-Czemu? – zapytała zainteresowana zielonooka, wciąż studiując kartę dań.
-Powiedzmy że nasze zdania za bardzo od siebie odbiegały. A dlatego że to mój przyjaciel, który potraktował mnie jak gówniarę, to postanowiłam opuścić tą wspaniałą restaurację – wypowiedziała wszystko z małą irytacją.
-Rozumiem – odpowiedziała zielonooka – nie będę drążyć tematu, bo zauważyłam że to chyba Tabu…
-To prawda, nie lubię o tym gadać – zaśmiała się a po chwili podszedł do nich Kiba, który przyjął od dziewczyn zamówienie i pozostawił je same.
-Masz kontakt z ludźmi z akademii? – spytała zaciekawiona zielonooka.
-Jedynie z Naruto – zaśmiała się odpowiadając na pytanie – może się zdziwisz, ale na przykład Kiba, też należał do naszej tanecznej akademii, jednak do innej grupy.
-Naprawdę? – zdziwiła się i ucieszyła – a czy ktokolwiek dalej tańczy albo śpiewa? – zainteresowała się bardziej.
-Nie… Myślę że każde z nas wyrosło z tej strefy marzeń. Kiba studiuje weterynarię, ja medycynę, a nawet Naruto, który uwielbiał udzielać się muzycznie i nagrywać muzykę studiuje teraz mechatronikę. Więc tak jak widzisz. Każdy znalazł sobie nowe zajęcie – mówiła ze słyszalnym zawodem w głosie.
-Yhym – odpowiedziała różowo włosa i krępując się, zadała jeszcze jedno pytanie – a nie wiesz co u… - przeciągnęła, ale przerwano jej.
- Nie wiem… - urwała szybko domyślając się o kogo pyta przyjaciółka – ten człowiek już dawno opuścił naszą paczkę. Wiem że miał jakieś problemy z prawem, na głowie siedział mu kurator. Ale od paru ładnych lat nie ma o nim żadnych wieści. Chyba rozpłynął się w powietrzu – zamachała rękoma – a Ty wciąż o nim myślisz? – zaśmiała się Ino.
-Czasami… a nawet często. Kiedy tańczyłam… Z resztą, nie ma o czym mówić. Stare dzieje i dziecinne lata – machnęła dłonią, na znak rezygnacji z tematu – porozmawiajmy lepiej o twoich studiach. Dlaczego wybrałaś akurat medycynę?
-Już dawno zaczęła mi odpowiadać. Poza tym to jest chyba jedyny kierunek jaki interesuje mnie w Osace.
-Ja chciałam pójść na architekturę, ale niestety nie ma tu tego kierunku. Więc muszę w trybie natychmiastowym znaleźć inny kierunek, na najbliższy rok. – powiedziała ze zrezygnowaniem. Nie uśmiechało jej się studiować czegoś do czego nie była przekonana, ale wiedziała że lepsze to niż nic.
-To pójdź ze mną na medycynę. A nóż widelec spodoba Ci się i tam? – zaproponowała z ekscytacją Ino.
-Może to nie jest najgorszy pomysł. Chciałam poszukać jakiejś pracy, najlepiej żebym mogła tańczyć. Chętnie poszłabym do szkoły dla dzieciaków, żeby uczyć baletu, ale przytłacza mnie to wszystko. Na raz tak wiele spraw zwaliło mi się na głowę. – wplotła ręce we włosy i z zakłopotaniem pokręciła głową.
-Nie panikuj. Wszystko po kolei. Musisz do końca tygodnia załatwić sprawy na uczelni, a jak już będziesz znać swój plan zajęć, to wtedy poszukasz roboty –Ino złapała ją za ramię by uspokoić jej nerwy.
-Masz rację. – uśmiechnęła się na tą myśl – muszę wyluzować. Przez ostatnie kilka miesięcy żyję w takim stresie. Nie bardzo nawet się czuję żeby iść dzisiaj do tego klubu. Po pierwsze bo nie mam jeszcze nastroju na imprezy, a po drugie czuję że to za wcześnie.
-Przecież nikt nie każe Ci się tam bawić. Po prostu pójdziemy razem na wspólnego drinka, to nic wielkiego – uśmiechnęła się – wolisz siedzieć i dołować się w domu? Musisz żyć dalej. Uwierz mi bo wiem co mówię – dodała spokojnym głosem.
-Wiem Ino. – uśmiechnęła się nikle Sakura, wiedząc że jej przyjaciółka też straciła w dzieciństwie mamę – skończmy te ponure tematy – zaśmiała się wywracając oczami.
W tym samym momencie do restauracji wszedł wysoki chłopak w dłuższych włosach. Spojrzał na stolik dziewczyn i spotkał się wzrokiem z blondynką. A na jej twarzy nagle pojawiła się złość, co nie uszło uwadze Sakury, więc również spojrzała w stronę w którą patrzyła jej przyjaciółka. W drzwiach lokalu ujrzała chłopaka który z zawziętością patrzył w stronę Ino, jednak po chwili odwrócił się na pięcie w stronę wejścia na zaplecze. W tym samym momencie niebieskooka poderwała się z miejsca i chwytając torebkę z siedzenia powiedziała do Sakury.
-Wychodzimy – rzuciła szybko, a widząc nadchodzącego Kibę z zamówionymi daniami dodała – przykro mi przyjacielu, nie tym razem. – podenerwowana położyła na stoliku banknoty.
-I kończy się jak zawsze – mruknął pod nosem, będąc również zdenerwowanym– zachowaj kasę dla siebie –oddał jej pieniądze - i pogadaj z nim w końcu, bo to się robi coraz bardziej męczące… również dla nas. – Powiedział i odwrócił się w stronę wejścia do kuchni – Na razie Sakura, do zobaczenia następnym razem- uśmiechnął się do niej i znikł.
W tym samym momencie blondynka z zasmuconą miną wyszła z lokalu, a zaraz za nią zakłopotana Sakura. Ino podeszła do samochodu, nerwowo szukając kluczyków w dużej torbie. Zielonooka do niej podeszła i wyciągając paczkę papierosów spytała.
-Zapalisz?
-Eh… - skrzywiła się ze zrezygnowaniem, po czym wyciągnęła jednego linka z paczki.
-Idziemy na kawę – zielonooka szybko zarządziła i chwyciła pod rękę blondynkę. Pociągnęła ją w stronę kawiarni którą zobaczyła po drugiej stronie ulicy. Odpaliły obie papierosa i skierowały się do małego okienka kupując dwa duże kubki kawy. Usiadły na pobliskiej ławce, paląc w milczeniu drugiego już papierosa.
-Kto to był? – spytała po dłuższej chwili zielonooka.
-Kierownik, eks-przyjaciel… nikt o kim chciałabym rozmawiać. – Burknęła pod nosem – po prostu nie chcę o tym gadać, okej? – spytała już spokojniej.
-Okej – powiedziała przystając na jej życzenie – jak chcesz – mruknęła poddając się.
-Kiedyś Ci powiem, dzisiaj nie chce – smutnym wzrokiem spojrzała na różowo włosom i zgasiła papierosa. – muszę jeszcze coś załatwić. Z obiadu już dzisiaj nici, ale podjadę po ciebie wieczorem. Teraz odwiozę Ciebie do domu, ok. – powiedziała z uśmiechem i podniosła się z ławki, a Sakura zaraz za nią. Chwilę później jechały już samochodem i po około dziesięciu minutach były pod domem zielonookiej.
- Do zobaczenia wieczorem – Sakura powiedziała smutnym głosem i gdy miała już wychodzić Ino złapała ją za rękaw kurtki.
-Przepraszam że tak dzisiaj wyszło – powiedziała zakłopotana –wieczorem to się naprawi. Wpadnę po Ciebie około dziesiątej, okej? – uśmiechnęła się przepraszająco.
-Okej – ucieszyła się różowo włosa – nie gniewam się przecież. Do zobaczenia wieczorem, przyjaciółko – pokazała jej znak pokoju dwoma palcami dłoni, pożegnała się całusem w policzek i skierowała swoje kroki do domu. Weszła do mieszkania, poszła do góry i zaczęła szykować się na wieczorną imprezę.
~*~
Godzina dziesiąta wybiła szybko, a Ino tak jak obiecała pojawiła się punkt pod domem przyjaciółki. Kilka razy zatrąbiła klaksonem i poczekała chwilę aż różowo włosa wyjdzie z mieszkania. Kiedy ta już się pojawiła i wsiadła do auta, ruszyły od razu w stronę klubu.
-Co taka mina? – zaśmiała się blondynka widząc zniecierpliwienie na twarzy zielonookiej.
-A… bo mój tata musiał zrobić małe ‘przesłuchanko’ – podirytowała się odrobinę – ale uspokoił się odrobinę kiedy dowiedział się że idę z tobą – zaśmiała się na te słowa.
-No widzisz, bo on wie że ja porządna dziewczyna jestem – uśmiechnęła się. Po pięciu minutach były na miejscu. Ino zaparkowała na strzeżonym parkingu i po paru minutach stały pod klubem w długiej kolejce. Sakura zadzwoniła do Ikuto, aby po nie wyszedł. Chwilę później wyszedł przed klub.
-Cześć skarbie – podszedł do zielonookiej i przytulił ją całując w usta – piękna sukieneczka – ucieszył się gdy zobaczył ją w małej czarnej i srebrnych szpilkach na platformie.
-Cześć – uśmiechnęła się w odpowiedzi – poznaj, to Ino, Ino to jest Ikuto – przedstawiła ich sobie.
-Miło poznać w końcu jej faceta - podała rękę czarnowłosemu.
-Mi miło poznać jej przyjaciółkę – odpowiedział z uśmiechem wprowadzając je do klubu – zaraz do Was podejdę, poczekajcie przy barze – wskazał im miejsca i poszedł na zaplecze.
-Nie mówiłaś że jest tak podobny do… - nie dokończyła bo jej przerwała.
-Nie jest tak podobny, jak Ci się wydaje. Może na początku wydawać się tak z wyglądu, ale charakter ma zupełnie inny – uśmiechnęła się i po chwili obie się zaśmiały,
-Co dla Was dziewczyny? – spytał Ikuto stojąc po drugiej stronie baru – jakieś smaczne drineczki?
-Niech nam nowy barman coś zaserwuje – zaproponowała nonszalancko i uwodzicielsko zielonooka.
-Zaraz coś wymyślę. – uśmiechnął się i w tym samym momencie za bar wszedł jakiś chłopak wnosząc kilka skrzynek browarów, które zakrywały mu twarz – o! To jest mój kuzyn – dodał Ikuto spoglądając na niego. Czarnowłosy młody mężczyzna odstawił skrzynki i odwrócił się w stronę dziewczyn z nikłym uśmiechem. Kiedy obie ujrzały kto przed nimi stoi nie mogły uwierzyć własnym oczą. Szeroko otwarte buzie były dowodem na to w jakim szoku były. Chłopcy jednak nie wiedzieli skąd ta reakcja i ze zdziwieniem spojrzeli po sobie. Sakurze słowa utknęły w gardle, podobnie jak Ino, a ich usta jedynie bezdźwięcznie tworzyły sylaby męskiego imienia…
OD AUTORKI:
W końcu to napisałam. Wszystko wyszło z małym poślizgiem, przez moją małą anginę oraz poparzenie, które totalnie rozłożyło mnie na łopatki. Najpierw był plan aby rozdział pierwszy pojawił się przed świętami, później aby opublikować go przed nowym rokiem, jednak jak to zwykle ze mną bywa, nie wyrobiłam się. Ale jest. I jestem z niego naprawdę zadowolona ;)
Mam nadzieję że Wam również się spodobał ;)
Czekam na Wasze komentarze ;*
P.S. Kiedy pisałam ten rozdział, spytałam mamy jak napisać pewnie fragment.
Ja: Mamo? Jak to napisać?
No patrz: Krople spadały rozbijając się o posadzkę??
M: Tak brzydko.. nie literacko…
(Ja: poprawiam)
Jeśli chcesz żeby było to poetycko to napisz: Perełki słonych łez spływały po bladych policzkach rozpryskując się….
Ja: Nie, to ma wywrzeć ogólne wrażenie, co ja Orzeszkowa? ( o.O mamo… weź przestań…)
M: To napisz że ryczała…
BEZCENNE!